- Drukuj
- 28 lis 2012
- PUBLIKACJE
- 16794 czytań
Spis treści:
- Monachium u schyłku XIX wieku.
- Intensywna twórczość, zamiłowania i troski
- Matrymonialny zamiar
- Samotnik
Monachium u schyłku XIX wieku
Wiek XIX, zwłaszcza druga jego połowa, wsławił się rozkwitem malarstwa europejskiego w Monachium, z mocno zaznaczonym udziałem artystów polskich. Na czele polskiego środowiska artystycznego nieustanie znajdował się Józef Brandt wraz z Alfredem Wierusz-Kowalskim i Władysławem Czachórskim. W 1874 roku w wieku 28 lat zmarł w Reichen-hal Maksymilian Gierymski, świetnie zapowiadający się ma larz pejzażowy o wybitnych zdolnościach. Wyruszył do Galicji Adam Chmielowski, by obok malarstwa oddać się opiece nad ubogimi. Henryk Piątkowski i Jan Rosen wyjechali do Pary ża, a wkrótce potem Jan Rosen przeniósł się do Petersburga. Henryk Siemiradzki zamieszkał w Rzymie, a Julian Fałat przebywał w Berlinie, gdzie znalazł gościnne przyjęcie na dworze Hohenzollernów. Wielu innych, ugruntowawszy swą wiedzę i umiejętności w „Atenach nad Izarą", powróciło do kraju i swymi talentami i pracą służyli krajowi.
W ich miejsce pojawili się w Monachium nowi, bo pociągała ich sława Akademii i blask geniuszu jej profesorów: Kaul-bacha, Piloty'ego i Franza Adama. Wprawdzie Wilhelm Kaul-bach zmarł w 1874 roku, Carl Piloty i Franz Adam w 1886, ale pozostali jeszcze i wykładali w Akademii profesorowie: Seitz Anschutz, Wagner Holossy i inni, prowadzący poza Akademią swoje szkoły.
Marian Trzebiński, malarz przebywający w Monachium w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku, przytoczył za nie mieckim czasopismem „Fliegende Blatter" charakterystykę twórczości Brandta i Kowalskiego:
Ein bischen Kowalsky Ein bischen Brandt Ein bischen Schnee Ein bischen Sand und wenn ein Wolf ist noch dabei das ist polnische Malerei.
Była to aluzja do twórczości Kowalskiego, którego obrazy przedstawiały wilki i polowania na nie. Z kolei Józef Brandt imponował Niemcom dzikimi stepami ukraińskimi, walkami Tatarów i Kozaków, a przede wszystkim dwoma obrazami: Strojnowskiego przedstawiającego arcyks. Leopoldowi zdobyczne konie oraz Odsieczą Wiednia, za które odznaczony został złotymi medalami. Koniecznie widzieć chcieli Brandta Niem cem, była nawet podobno próba zeskrobania kreski nad „ó" w jego imieniu.
Cytowany Marian Trzebiński wspominał o ulotkach-zagadkach, ułożonych na jednym z balów polskich malarzy w Monachium.
Jedna brzmiała tak:
Chociaż wiekiem podeszły, W życiu jeszcze żwawy, Podpisuje się zawsze Pan Józef z Warszawy.
Pod powyższą zgadywanką kryła się postać Józefa Brandta. Druga zagadka była następującej treści:
Choć Kobiet nie lubi - kobiety maluje Choć pieniędzy nie ma - antyki skupuje Choć nigdzie nie jeździ - na banhofie jada Choć smakosz znakomity - kuchni nie posiada.
Prawidłowa odpowiedź brzmiała: Władysław Czachórski.
Trzebiński zaznaczył, że z trzech wybitnych Polaków, mających tytuły profesorów akademii monachijskiej, najmniej, wręcz słabo znał Władysława Czachórskiego. Raz jeden widział go na niedzielnym, tradycyjnym przyjęciu u Brandta. Określił go jako „zakamieniałego kawalera".
Czachórski, jak wiadomo, dotąd nie założył rodziny. Prócz częstego przebywania u Kowalskiego, Brandta czy Szernera miał również wąskie grono przyjaciół wśród Niemców, z którymi spotykał się w restauracji dworcowej, gdzie mieli swój stół i specjalnie dla nich sporządzane potrawy. Jadał i w in nych restauracjach hotelowych. Na smaku potraw i trunków wyznawał się znakomicie, chwaląc smaczny obiadek u pani Szernerowej czy doskonałe wina u księcia regenta. Cieszył się wielkim uznaniem u monachijskich kunsthandlerów jesz cze przed wszechświatową Wystawą Sztuki w 1879 roku, na której otrzymał złoty medal 2 klasy za Aktorów przed Hamle tem, ale wyróżnienie zawdzięczał Francuzom i Hiszpanom, wchodzącym w skład jury. Otrzymanie złotego medalu przyniosło mu olbrzymie powodzenie i zamówienia na obrazy się posypały. Tytuł profesora Akademii też nie był bez znaczenia. Artysta pamiętał gorzki zawód z powodu tego, że duży piękny obraz przewisiał w Kunsvereinie cztery lata i kupca nie zna lazł.
Większe uznanie u Niemców zasiadających w jury Wystawy miała młoda dama w białej sukni, w pięknym wnętrzu salonu z wyciągniętą dłonią i pytaniem: „Czy chcesz różę?".
W twórczości Czachórskiego przeważał temat pięknych kobiet w wykwintnych wnętrzach, gdyż miał wrodzone wyczucie piękna naturalnego, uzupełnianego ponadto gustownymi rekwizytami. Dlatego na swe dzieła miał tak duże zapotrze bowanie. B. Grzegorzewicz zaznaczyła, że za obrazy o tym temacie, mające format 76 x 100 centymetrów płacono mu niejednokrotnie po 11 tys. marek.161 Społeczeństwo Niemiec, w tym Bawarii, po upływie 25 lat od pokonania Francji w 1870 roku, doszło do znacznego dobrobytu i stać je było na kupno rzeczy pięknych. Zachęcał do tego wychodzący w Mo nachium miesięcznik poświęcony sztuce, na kartach którego pełno było reklam salonów i gabinetów w stylu rokoko i Ludwika XIV Wnętrzom tym została jak gdyby podporządkowana twórczość Czachórskiego.
Kobiety piękne lubił i chętnie je malował. Autorzy cztero-wiersza o artyście, jak też Trzebiński, niezbyt długo przeby wający w Monachium, nie znając go bliżej mylili się. Modelki innej narodowości i piękne przedkładał nad Niemki, które określał nieraz „szturmakami". Lubił kobiety tylko piękne i takie malował. Przykładów na to jest wiele. Podczas rejsu statkiem „Bawaria" wśród grupy pasażerów na pomoście uwagę jego zwróciła piękna Żydówka, którą chętnie przyjąłby na modelkę. Żonę Kellera (on był malarzem) określał jako „piękną osóbkę". Podczas wypadu z Franciszkiem Poletyłą do Werony w czerwcu 1879 roku w bufecie na banhofie zetknęli się z bardzo piękną Włoszką, której urodzie, wychodząc, złożyli hołd.
W okresie przybywania Mariana Trzebińskiego w Mona chium Władysław Czachórski liczył już sobie około 47 lat, ale jak dotąd nie znalazł odpowiedniej towarzyszki życia. Dlaczego?
Prócz całkowitego oddania się sztuce, wpływ pewien na ten stan rzeczy miały negatywne postępki żon innych artystów o głośnych nazwiskach. Przykładem żona monachijskiego malarza Lenbacha:
Lenbach miał moc długów, a miał też żonę, gorliwie mnożącą długi. Książę Luitpold przychodził ulubionemu artyście z pomocą, od żony zaś los go uwolnił. Sprytna niewiasta, zresztą śliczna i typowo schwarmerlich - wykradała mężowi szkice z pracowni i podrabiając na nich podpis artysty sprzedawała je handlarzowi Heinemanowi. Czas jakiś trwały te intratne transakcje, aż póki pani Lenbachowej nie sprzykrzył się sławny małżonek i póki nie porzuci ła go dla stałego lekarza Bismarcka, doktora Schenigera.162
Drugim negatywnym przykładem było niezbyt szczęśliwe małżeństwo głośnego malarza węgierskiego Mihali Munkac-sy'ego, który również studiował w Monachium i Dusseldorfie. I znowu cytat z tego samego źródła:
Mieszkał w Dusseldorfie internowany generał z żoną, piękną jeszcze, choć już nie pierwszej młodości. Nieszczęście chciało, że nudząca się pani poznała urodziwego, genialnego młodzieńca. Oczywiście dalszy ciąg był nie unikniony. Gdy po powrocie do Paryża pani generałowa owdowiała, posta rała się natychmiast, by i Munkacsy tam się przeniósł i wkrótce, mimo róż nicy wieku, doprowadziła go do małżeństwa. Nowa pani Munkacsy lubiła używać życia w każdy sposób. Prowadzono dom wystawny we własnym hoteliku przy Avenue de Villers. Munkacsy musiał na wszystko starczyć. Żona wyzyskiwała jego talent zmuszając go do nadmiernej pracy. Pewnie też cierpiał widząc, że sztuka jego służy tylko do zarobku. Zniszczyła go czuła małżonka.163
Na polskim podwórku, w Krakowie, niemniej rozrzutna i równie wykorzystająca pracowitość Jana Matejki była jego małżonka o wygórowanych ambicjach własnych.
Niezależnie od przytoczonych przykładów Czachórski był, być może, pomny wróżby, z której wynikało, że w wypadku zakochania się, czeka go zguba.
Artystyczna kolonia polska w Monachium prócz Brandta, Kowalskiego i Czachórskiego, najważniejszych jej reprezen tantów, skupiała ponadto spory zastęp nowych talentów. Wy liczyć tu należy takie nazwiska, jak: Marian Przesmycki, Stefan Gacki, Stanisław Radziejowski, Feliks Wygrzywalski. Wymienieni utworzyli komitet redakcyjny „Jednodniówki Mona chijskiej" 19 grudnia 1897 roku. Miała bardzo bogatą zewnę trzną szatę graficzną, a wewnątrz, prócz prac swych inicjato rów zawierała reprodukcje obrazów Gierymskiego, Kowal skiego, Czachórskiego, Brandta, Boznańskiej, Buchbindera, Dąbrowskiego, Markowicza, Trzebińskiego, Grocholskiego, Kraszewskiej, Siestrzeńcewicza, Wodzińskiego i Zubera.164
Bogatą treść w „Jednodniówce" reprezentował dział literacki, w nim utwory wierszem i prozą umieścili między innymi: Konstanty Górski, Tomasz Teodor Jeż, Jan Kasprowicz, Maria Konopnicka, Miriam, Or-Ot, Eliza Orzeszkowa, Stanisław Przybyszewski, Edward Porębowicz, Władysław Reymont, Lucjan Rydel, Kazimierz Tetmajer i Władysław Wanke. W przeciwieństwie do artystów plastyków, samych miejsco wych monachijczyków, w dziale literackim większość pocho dziła spoza Monachium. Cześć muzyczną w „Jednodniówce" reprezentowali Żeleński, Maszyński i Lach.165
Marian Trzebiński na podstawie „Jednodniówki" ustalił, że w latach 1896-1897 mieszkało w Monachium 23 polskich malarzy, podczas gdy na początku lat siedemdziesiątych XIX wieku Jan Rosen szacował ich liczbę na 72.166
Co stanowiło przyczynę zmniejszonej, i to znacznie, liczby polskich artystów w Monachium? Pierwszą, choć nie najważ niejszą, było objęcie kierownictwa nad krakowską Akademią
Sztuk Pięknych przez Juliana Fałata w 1895 roku. Zreorgani zował on Akademię przez powołanie na wykładowców zdol nych malarzy, takich jak Leon Wyczółkowski, Teodor Aksentowicz, Jacek Malczewski, Józef Mehoffer, Stanisław Wys piański i Jan Stanisławski. Ten ostatni spowodował powsta nie Towarzystwa pod nazwą „Sztuka". Było to koło zamknię te, zabarwione nieco galicyjską wyłącznością. Stawiało sobie za cel wystawianie prac na najwyższym poziomie. A to nie zaw sze się udawało. Zdaniem Adolfa Nowaczyńskiego, korespon denta tygodnika „Kraj", kołu temu przydałby się dopływ sił z zewnątrz, choćby z Monachium, skupiającego wielu utalentowanych malarzy.
Jednakże tak środowisko krakowskie, jak i warszawskie swoje zainteresowanie sztuką przenosiło na Paryż, z lekcewa żeniem traktując Monachium, które jakoby traciło na atrak cyjności artystycznej. Korespondent „Kraju" nie podzielał po dobnego poglądu środowisk krajowych. Według niego:
[...] oazy malarskie rozmieszczone są po całej Europie, ale metropoliami są, jak były: Paryż, Monachium i Wenecja równocześnie. W każdym z tych miast młody malarz widzieć może arcydzieła arcymistrzów, poznać może najsławniejsze szkoły i najnowsze kierunki i mody, znaleźć profesorów su miennych. W każdym z tych miast z pisklęcia może wyróść orzeł... lub ko gut. Ale gdy Włochy uczynią zeń przede wszystkim plastyka, kolorystę, poetę, to Monachium da mu sumienność rysunku, formę kolorystyczną i doskonałość kompozycji. Paryż, dając mu to wszystko, a nadto i wiele wię cej, najłatwiej go otumani, przygłuszy, przydepcze, w wielu wypadkach na uczy go blagi, sensacji, ekscentryczności, a w wielu wypadkach spaczy i wy krzywi.167
Zdaniem Adolfa Nowaczyńskiego, do Paryża winien udać się, dla pogłębienia swej wiedzy, malarz dojrzały, a nie taki co wałęsa się po pracowniach i bulwarach, bo taki stanie się „wyrobnikiem malarskim" - konkludował swe wywody.168
Wracając na grunt monachijski wskazał na bojkot kryty ków niemieckich, skierowany przeciw polskiej artystycznej produkcji malarskiej. Często krytykowali z zawiści dobrą jej renomę i odbiór u publiczności niemieckiej. Bolała ich.
Malarstwu Czachórskiego Nowaczyński poświęcił sporo miejsca w innym numerze „Kraju" w 1899 roku. We wcześ niejszej korespondencji z Monachium Nowaczyński wskazał na wpływ malarstwa japońskiego na malarstwo europejskie. Wielu malarzy Dalekiego Wschodu specjalizowało się w malo waniu ptaszków, drzew, kobiet, smoków bądź domków trzci nowych i malowali dany temat całe życie. Za takiego specjali stę na gruncie europejskim uznał Władysława Czachórskiego, który w artystycznym traktowaniu swego pieścidełka - kobiety - i związanych z nim akcesoriów doszedł do witruozostwa, nie przestając być wielkim artystą, ale i nie tworząc na szczęście żadnej szkoły. Wielu malarzy XIX wieku próbowało swoich sił na tym polu. On jednakże swą sumiennością, cierpliwą pracą do 8 godzin dziennie wysyłał w świat obrazy opracowane do szczegółów najmniejszych, przestudiowane, wypieszczone, ze skrupulatnością fotograficzną.169
Pytał sam siebie, jaką drogą doszedł Władysław Czachórski do tego dogmatu o wartości dzieła sztuki, warunkowanej tylko najwierniejszym, najobiektywniejszym powtórzeniem szczegółów z natury i stwierdził, że to już rzecz jego rozwoju wewnętrznego i teorii panujących swego czasu.
Wspomniał Nowaczyński o początkowej karierze Czachórskiego, od wielkiego obrazu Aktorzy przed Hamletem, który zakupił słynny kolekcjoner Ignacy Korwin Milewski, ale stwierdził, że była to jednocześnie dań złożona młodzieńcze mu kultowi Szekspira i na niej zerwał malarz z historią. Stało się to w 1879 roku, kiedy osiadł w Monachium. Bawaria stała się dlań drugą ojczyzną, jej władca, książę Luitpold - serdecz nym przyjacielem. Pisał dalej:
[...] od czasu, kiedy wymalował tu pierwszą pannę słodyczy, usadowioną na kanapie, na tle makaty, upajającą powabem Jak ulanej" kibici, śliczny mi rączkami, od czasu, kiedy pierwszy swój obraz świetnie sprzedał, odtąd zamówień ma zawsze na kilka lat w zapasie, zamawiający kupcy i prywat ne osoby nie dadzą mu nawet dotknąć innych tematów, nie chcą słyszeć o ja kichkolwiek zmianach w kompozycji.
Dawniej próbował Władysław Czachórski sił swego talentu i w portrecie. I to z dobrym skutkiem, jak dowodzą np. portrety ks. biskupa Baranowskiego, hr. Potockich z Buczacza, hr. Poletyłów, prof. Brandta, hr. Milewskiego w stroju maltańskim. Mimo to w portrecie nie wytrwał. Dlaczego?
Spójrz pan - mówił mi profesor - na tę gdańską szafę albo na ten dywan (perski, gra kolorowych arabesek nieporównana o szklistym połysku jedwabiu), albo na tę suknię (coś z Watteau i Fragonarda, tylko krój zmodernizowany...) to wszystko kosztuje ogromne sumy i to trzeba odbić tym!170
Korespondent „Kraju" ujrzał obraz w niewielkiej złotej ramie przedstawiający:
[...] dekoltowaną, wysznurowaną pannę o wielkiej gracji, ale bez wyrazu osobowości. Akcesoria świetne, wprost matejkowskie, gra kolorów taka, że oko oderwać trudno od tego bogactwa barw, przebłysków i załamań się światła, od tego powietrza w fałdach dywanu i sukni, od tej puszystości aksamitu, czerwonej azalii, migania złota, od tej dyskretnej, wyblakłej zie leni makaty, jednym słowem: talent wielki, rzeczywisty i subtelny zasklepia się i nie dochodzi do śmiałego zamanifestowania się w większej i szerszej kompozycji: czy innej, bo mu ten a nie inny kierunek wytknęło życie.171
Obrabianie szematyczne ciągle tych samych tematów, o ile u Japończy ków w skutkach mogło być bardzo dobre i potężne, o tyle u współczesnego malarza, jakim jest prof. Czachórski, w motywach jest złe i prędzej czy później wytworzy manierę. W tym atoli wypadku od tego kresu tak pospoli tego w twórczości „modnych" malarzy jesteśmy daleko. Profesor Czachór ski wciąż daje nam jeszcze dzieła skończone, świetne, żywe, barwą i rysun kiem włada po mistrzowsku, ma swój odrębny, dystyngowany styl. Jest par excellence malarzem wielkiego świata. To krytyka nie koteryjna i nie para fialna przyznać mu musi - i w Niemczech, gdzie zdobył tyle hołdów, odzna czeń, orderów i tytułów jednozgodnie przyznaje.172
W zakończeniu artykułu Nowaczyński życzył sobie, by Czachórski sięgnął po inne sztuki „okolice". Obawiał się czy tak postąpi, bo „wielu Amerykanów i Anglików czeka z otwartymi ramionami na ową nieskończoną procesję dam [jako obrazów - przyp. W J.] strojnych, powabnych, tak prze świetnie dekorujących ściany sybaryckich salonów i wspania le umeblowanych gabinetów. [...] zamówień tyle przyjętych, tyle zamówień od tak dawna, że skądże tu znaleźć czas na przemyślenie o czymś innym, jak o zadośćuczynieniu lubym natrętom".173
Intensywna twórczość, zamiłowania i troski
Do nieustannej pracy malarskiej zmuszały artystę nie tylko wydatki na akcesoria salonowe, stanowiące tło jego obra zów, ale i troska o Grabowczyk (spłata pożyczki zaciągniętej w Towarzystwie Kredytowym Ziemskim na zakup połowy od brata) oraz o brata i bratową. Mając na uwadze chorobę bra towej i lepszą fachową opiekę lekarzy niemieckich, zamierzał oboje sprowadzić na rok do Monachium.174
Intensywnie malował 3 większe i 3 mniejsze obrazy. „Myś lą jestem ciągle w Grabowczyku - łatwiej mi i raźniej malo wać, wiedząc, że co zarobię, to dla niego".175
W następnym liście, z 27 lipca 1899 r., do Mani pisał, że za mierzał dla wytchnienia (od 12 marca kończył już czwarty ob raz) wymknąć się na dwa tygodnie w Alpy. Dotąd raz w tygo dniu wyjeżdżał na wieś, „ażeby się wyspać i wyleżeć w cieniu na trawie i wyspać po chłopsku".176
Nie przyjmował już żadnych nowych obstalunków, aby skończyć przyjęte zobowiązania, móc za 3-4 lata przenieść się całkiem do Grabowczyka na emeryturę, na którą dobrze za służył. Czasu nie tracił, a wsi używał w najpiękniejszej porze. Ów większy obstalunek amerykański uważał za ostatni przy jęty - „inaczej musiałbym siedzieć w Monachium do śmierci i pracować, sam nie wiem dla kogo".
Prosił kuzynkę Godlewską, by oboje z mężem pisali do nie go z uzdrowiska w Badenie, gdzie się leczyła, gdyż listy są je dynym jego towarzystwem.
Na początku roku 1900 nadeszła do niego z Badenu smutna wiadomość - zmarła Maria Godlewska. Była siostrzenicą matki artysty, tylekroć goszczoną w Grabowczyku wraz mężem, nie tylko podczas świąt, ale i w okresach letnich.
19 lutego przesłał Mścisławowi kondolencje. Sam po śmier ci swoich rodziców nie rozpaczał, „bo by im przykro było na niego patrzeć", stąd też radził kuzynowi pomyśleć o przy szłości. Malował co sił obraz z trzema figurami, aby go skończyć i z końcem maja pojechać do Grabowczyka, gdzie zamierzał odpocząć za wszystkie czasy.
Święta Wielkanocne tego roku spędził we Frankfurcie nad Menem. Bawiła tam jego kuzynka Zosia Karczewska z Wierz bickich, której mąż studiował na tamtejszej uczelni elektronikę. W drodze powrotnej wstąpił do Wurzburga, by zwiedzić po raz kolejny zamek z freskami Tiepola i miasteczko o cu downej architekturze. Odwiedził też Vesthofstein dla strzyżo nego ogrodu francuskiego. Ogród w Grabowczyku wydał mu się bardziej naturalny, gdyż szpalery grabowczykowskie prze chodziły nieznacznie w zwykłą naturę. Donosząc o tym God lewskiemu nadmienił, że w swoim parku ma już sadzawkę pełną wody, a na niej dzikie kaczki wieczorem.
Sam do Grabowczyka nie mógł pojechać, jak planował, a od Godlewskiego otrzymał zapowiedź odwiedzenia go w Monachium, skąd z dr. Bauvertym udawał się do Szwajcarii na odpoczynek. Przyjezdnym gościom poświęcił Czachórski tydzień i pokazał dwa najpiękniejsze zamki królewskie i okoli ce. Jednym był Lindenhof (lipowy dwór), wzorowany na fran cuskim Petit Trianon o typowym rezydencjonalnym chara kterze, położony w rozległym, pełnym miejscowej i egzotycz nej roślinności parku. Architekt George Dollman wykazał wiele rozmachu i pomysłowości we wkomponowaniu w natu ralne ukształtowanie terenu tworzących kompleks rezyden-cjonalnych obiektów. Jednym z nich była i jest Grota Wenus wzorowana na podobnej na Capri i uzupełniona ulubionymi przez Ludwika II motywami z legendy o Tannhauserze (Lud wik II był wielkim miłośnikiem oper Wagnera). Kamienne wrota, sztuczne stalagmity i stalaktyty czynią wrażenie pod ziemnego świata. Nastrojowe oświetlenie, oczko wodne, me chanicznie stwarzane fale, wodospad i tęcze, a na nim pływa jące kolorowe łodzie o fantastycznych kształtach przyprawia ły o zawrót głowy. Drugim był zamek na jeziorze Chiemsee. Odtworzone zostały tu imponujące pomieszczenia Wersalu. Sala Lustrzana, paradna sypialnia oświetlona 300 świecami czy apartament Ludwika XV. Wszędzie pełno misternie wy konanych dekoracji ścian i sufitów, wymyślnych mebli. Po dobno Ludwik II tylko raz zatrzymał się w tym kosztownym przybytku, dziesięć dni we wrześniu 1885 roku. Jego tragiczna śmierć 13 czerwca 1886 roku (utonął w niewyjaśnionych okolicznościach w jeziorze Sternberg) przerwała dalsze plany dokończenia budowy kolejnych królewskich przybytków. Bu dowle marzycielskiego króla obciążyły kosztami 13 milionów marek dochody państwa, wynoszące 5,5 miliona marek. Wiele wskazywało na to, że śmierć Ludwika II była efektem spisku rodziny i rządu, przerażonych narastającymi, bezproduktyw nymi wydatkami.177
Kolejną tragiczną wiadomość otrzymał Czachórski 5 wrześ nia 1900 roku, od Godebskiego z Aix-les-Bains, gdzie leczył się Godlewski. Staś Popiel popełnił samobójstwo w Paryżu.
Pogrzebem zajął się Godlewski, niemniej śmierć ostatniego z Popielów mocno przygnębiła Czachórskiego. Pocieszał God lewskiego, by jako chrześcijanin zniósł to mężnie - po latach smutku Bóg zsyła dni radości - a przynajmniej spokoju. Spo kój, według artysty, jest najlepszym dobrem na ziemi. Pobyt w Aix-les-Beins, leżącym blisko Włoch, był okazją dla Godlew skiego, by odwiedzić ten kraj, do czego zachęcał go artysta, podkreślając, że to kraj cudowny. Zapraszał go do Monachium w powrocie, bo mu smutno samemu.
W październiku 1900 roku Juliusz Herman poprosił Cza chórskiego o udział w wystawie urządzanej w grudniu w no wym gmachu Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych. Artysta nic gotowego z obrazów nie miał, a żaden z kunsthandlerów obrazów do Warszawy by nie posłał. Nie wpłynął też na panią Brandt, by dała swój potrtet na wystawę. Czuł jakąś urazę do Warszawy. Godlewskiemu nadmienił o nowoczesnym gmachu Muzeum w Monachium, o nowoczesnym urządzeniu i usta wieniu oraz o tym, że teraz całkiem inaczej maluje. Zapewne chodziło o koloryt w obrazach.178
Od 6 do 17 listopada wraz z prof. Echtlerem, wielkim en tuzjastą Włoch, odwiedził Weronę, Bolonię i spędził cały ty dzień we Florencji, której nie widział od 24 lat. Z pewnością skrupulatnie zwiedzał jej przebogate galerie: na przykład ga lerię Uffizi, najstarszą galerię świata i Italii - składały się na nią 24 sale, z których pierwszą zapełniały dzieła sztuki greckiej i rzymskiej, drugą - malarstwo włoskie i bizantyjskie do XIII wieku, trzecią - malarstwo XIV wieku, braci Lorenzet-tich, postacie ewangelistów itd. Słowem galeria ta zawierała 4800 dzieł, z których 2000 wystawiano. Z kolei w Galerii Pa-latina w pałacu Pitti do obejrzenia w pierwszej kolejności by ła sala Wenus, dalej sala z obrazami Tycjana: Mężczyzna o si wych oczach oraz La Belle, określane jako arcydzieła, Ruben-sa Następstwa wojny oraz Czterej filozofowie, Rafaela La Ve-lata i Madonna del Granduca, oraz wiele dzieł innych mi strzów.
Z Grabowczyka przyszedł list od brata, że plony w tym ro ku były o 1/4 mniejsze, a ceny fatalne. Artysta wywnioskował z tego, że ten deficyt będzie zmuszony „domalować na czas właściwy".
Nowy, 1901 rok rozpoczął się ładną pogodą. Święta Bożego Narodzenia spędził artysta mile u Brandtów z bratankiem Godlewskiego Emilem, którego przedstawił tej rodzinie, i no wy, młody przybysz z kraju „z kopyta zaproszony został na wilię i choinkę".
Ostatni numer w roku 1900 „Kraju" zamieścił zdjęcie Sienkiewicza w gronie przyjaciół przed domem w Oblęgorku, którego architektura nie bardzo przypadła Czachórskiemu do gustu. Od brata miał wiadomości (o czym informował Godlew skiego listem z 2 stycznia), że na świętach byli z Jadwigą w Świdnikach u Węgleńskich, ale drogi były grząskie, „cukrownie robiły bokami bez buraków z braku dojazdu łatwiejszego".
W kwietniu Władysław wyjechał do Lugano, do Artura Potockiego - zapraszany od trzech lat. Miał tam malować portret córeczki hrabiostwa, tymczasem z Potockim pojechał do Mediolanu, skąd hrabia wracał do Lugano, a on pla nował wypad do Genui. Tak informował Godlewskiego, znajdującego się w Bordigheri. W Genui zamierzał artysta zwiedzić miasto „z przepysznymi pałacami, z obrazami van Dycka, najpiękniejszymi jakie są na świecie".179
Władysław Czachórski był wielkim entuzjastą malarstwa holenderskiego. Swego czasu (7 marca 1879) w pinakotece monachijskiej długo siedział przed siedmioma wielkimi obrazami tego malarza. Czy były nimi Nawiedzenie św. Tomasza, Wieczerza pańska, Męczeństwo św. Sebastiana, Złożenie do grobu - tego w Dzienniku nie zaznaczył. Z bardzo ożywionej korespondencji, jaką prowadził z Godlewskim między 3 a 9 kwietnia 1901 roku, wynikało, że tego ostatniego dnia znalazł się w Genui i obejrzał te tak cenne obrazy van Dycka.
Wróćmy jednakże do Godlewskiego i do korespondencji z nim prowadzonej. List gonił za listem. Razem bowiem z Godlewskim w Bordigheri przebywał Sienkiewicz z córką Jadwigą, od długiego dość czasu przez Czachórskiego niewi dziany, a pragnący spotkania.
Czachórski pozdrawiał go przez kuzyna i zapewniał, że w Lugano czas śliczny, hotele otwarte, niechby pisał na Artu ra Potockiego, którego zna, i ten zamówi mu pokoje w do brym hotelu i zapewni incognito. Jako organizator pobytu gości z kraju proponował przed Lugano jeszcze Nerwi i Ra-pallo i chciał do Como. „Tam będziemy na śniadaniu i obie dzie, a powrót statkiem parowym"180 - pisał.
Słów nieco o Lugano i jeziorze tej samej nazwy, leżącym na pograniczu Szwajcarii i Włoch na wysokości 271 m n.p.m., o powierzchni 49 kilometrów kwadratowych, głębokości 288 m. Przez miasto przechodzi na grobli linia kolejowa Paryż-Bazylea-Mediolan, wokół liczne miejscowości wypoczynkowe i ożywiony ruch turystyczny. Nad miastem górują dwa szczyty: Monte Bre (923 m n.p.m.) i Monte San Salvator (914 m n.p.m.). W dole muzea, renesansowa katedra S. Maria degli Angeli (1499-1515), S. Rocco (XVI-XVII wiek), Pałac Spra wiedliwości (XV wiek), inne zabytkowe pałace i domy.181
W tym to Lugano, w hotelu „Splendide", zameldowany przez Potockiego jako „Sąsiad" zamieszkał Sienkiewicz z cór ką. Incognito było niezbędne z uwagi na wielką sławę, jaka wówczas otaczała Sienkiewicza, autora Trylogii, Krzyżaków i Quo uadis?. Sława i reporterzy zakłócały mu wypoczynek. Pobyt rodaków w Lugano umieścić należy między 10 kwiet nia a 5 maja 1901 roku, pisał bowiem Czachórski do Godlew skiego z Monachium 12 maja:
[...] od tygodnia jestem w Monachium, czas paskudny, mokro i zimno, jak przed wyjazdem do Włoch. Myślę ciągle o niedawnych miłych dniach spędzonych z Tobą i naszą kompanią. Ta świeża przeszłość wydaje mi się przyjemnym snem wobec dzisiejszej rzeczywistości.
Kończył, że z Lugano wrócił wypoczęty „i, mówią, czerwo ny i dotąd sypiam znakomicie".
Jak zawsze w każdym liście do Godlewskiego nie pomijał Grabowczyka: „pszenica trochę podskoczyła, po siewach su sza i ciepło, a ja tu marznę. Napisz z Warszawy o Sienkiewi czu i paniach". O jakich paniach nadmienił Czachórski?
Kazimierz Chłędowski, historyk, eseista, powieściopisarz, zostawił taki oto zapis w swoim dzienniku:
Wiedeń, 19 maja 1901 r.
Wczoraj rano wróciłem z Włoch, jednym pociągiem z Sienkiewiczem, który jechał z córką... Sienkiewicz wracał z Bordigheri i z Lugano. Bawił przez kilka tygodni z córką, siedemnastoletnią panną. W Bordigheri tylu go nachodziło reporterów i korespondentów, że dalej już jechał pod przy branym nazwiskiem „Sąsiad". Tak się zapisał w Lugano w „Hotel Splendi de", tak w „Hotel de Europę" w Wenecji. W Lugano bawił z nim równo cześnie malarz Czachórski z Monachium i wymalował tam podobno bardzo udany portret panny Sienkiewiczówny. Z Wenecji deszcz nas wypędził: spotkaliśmy się na dworcu. Z panną Sienkiewiczówną była także jej towarzyszka Angielka, starsza, sympatyczna osoba, widocznie bardzo do Sien kiewiczów przywiązana. Odjeżdżała teraz na urlop, na kilka tygodni do Londynu, wcześniejszym nieco od naszego pociągiem [...] Kiedyś napisze ona swoje pamiętniki pod tytułem Sienkiewicz intime i zrobi na tej książce majątek, zauważyłem widząc czułe pożegnanie panienki ze swoją nauczy cielką. „W Anglii może...", jak gdyby w tej chwili swoją popularność tylko do Anglii chciał ograniczyć.182
Tak to Kazimierz Chłędowski swoim wspomnieniem z 19 maja 1901 zidentyfikował córkę i towarzyszącą jej Angielkę.
Na początku 1901 roku Czachórski informował Godlew skiego o Emilu, bratanku, że jest zapracowany i zdrów, cza sem widuje go u siebie, czasami w niedzielę wieczór u Brand tów, a czasem w Kunstvereinie, dokąd zapraszał go wieczo rem na rostbef i pogawędkę.
Emil, obok zajęć medycznych, uczył się angielskiego, gdyż liczył na wyjazd do Chicago do prof. Loeba, który wsławił się ekperymentem zapłodnienia samicy bez udziału samca. Cza-chórski opowiadał się za tradycyjnymi sposobami w genetyce rodzaju ludzkiego.
Z listu z 4 czerwca do Godlewskiego wiemy, że z Wenecji od Sienkiewicza Władysław otrzymał 90-kilogramową paczkę, a w niej prezent w postaci żyrandola ze szkła, którego kolor nie podobał się artyście. Wolał na przykład fotografię z podpi sem czyjego dzieła, obiecane zresztą.
Staś pisał mu z Grabowczyka o wystawie lubelskiej w klasztorze podominikańskim, którą był zachwycony do tego stopnia, że powtórnie pojechał z Jadwisią, by i ona te wspaniałoś ci zobaczyła. Cechy rzemieślnicze lubelskie wystawiły przepy szne dokumenty, wybornie zachowane. Zwłaszcza cech szew ców dał dokument Kazimierza Wielkiego, Jagiellonów i naj więcej z epoki zygmuntowskiej... Artysta zachęcał Godlew skiego, by jadąc do Grabowczyka wstąpił obejrzeć wystawę. Doniósł mu też listem z 25 czerwca, że Emil napisał rozprawę i chce ją odczytać na kongresie w Berlinie. Była to praca z embriologii i w najbliższej przyszłości (o czym artysta jesz cze nie wiedział) młody Godlewski został głośnym uczonym, nie ustępując swemu ojcu (również Emilowi).
22 września 1901 roku dziękował Mścisławowi za nadesłane życzenia imieninowe oraz za wieści z pobytu w Grabow-czyku: „wielką mi tym opisem sprawiłeś przyjemność, tak jakbym to wszystko widział" - odpisywał.
W tym okresie Władysław Czachórski spędził 10 dni w Ty rolu w dolinie Innu i Beligi, a także u stóp Ortlera. Na sa mym szczycie nie był z powodu mgły i drobnego deszczu oraz śniegu: ścieżki były śliskie i bał się przepaści. Mimo to spacerował po lodowcach na wysokości 2760 metrów. Nadmienił Mścisławowi, że bratostwo mają obszerny list opisujący tę wycieczkę. Prosił Godlewskiego o dalsze listy i winszował mu udanego polowania w Kraśniczynie, gdzie ubił warchlaka i lisa.
W Monachium była już zima, on dosypywał węgla do pieca, by mieć w pracowni ciepło i czuł się jak u Pana Boga za piecem, bo „Jak się człowiek zamaluje, kpi sobie z całego świata. Za nic nie oddałbym malarstwa za inną jaką karierę".183
Pisał też: [...] malować i miło, i trzeba, bo już drugi rok z rzędu zły [...] zboże ską po sypie [...] Staś nie zapłacił dotąd jeszcze czerwcowej raty. Rzepak przepadł, a i groch z tego pola nienamłotny. Myślałem, że na przyszłe lato prze stawię kuchnię i całą gospodarczą część domu, a tu ani myśleć o tym. Takie wydatki powinien Grabowczyk w dobrych latach sam ponosić, a ja tylko je go długi z malarstwa płacić powinienem [...] trzeba do administracji Gra bowczyka dopłacić [...] konkluzja [...] więc trzeba dalej malować.184
Listem z 1 listopada 1901 roku Władysław zapowiedział, że na święta Bożego Narodzenia do Grabowczyka nie poje dzie, gdyż pracuje nad wykonaniem zamówień... brakowało dobrych modelek, a i dni były ciemne, nie do malowania. Wspomniał o pobycie w Monachium Paderewskiego, ale tylko z jednym koncertem, na którym nie był, bo mistrz nocą wyje chał koncertować do Mannheimu. „Gra niesłychanie" - pisał. Miał nadzieję, że go usłyszy w przyszłości.
Świętował u Brandtów, którzy, choć krytykował zachowa nie i niegustowne stroje ich córek i nieodpowiedzialne towa rzystwo, zaprosili go do siebie. Widocznie nie mieli mu tego za złe i w duchu zgadzali się ze stanowiskiem i oceną przyja ciela.
Kończył obraz daleko zaawansowany i gdy znalazł model kę o typie włoskim w wieku 17 lat zaczął malować trzy nowe obrazy. Nie napisał na jakie tematy, westchnął tylko: „gdyby to można do śmierci malować".
W dwa dni po otrzymaniu listu od Mścisława wysłał do niego list, bo spieszył się wiedząc, że przyjaciel, wykurowany, poszedł do pracy. Nadszedł ponadto list od Stasia z trochę po-myślniejszymi wiadomościami gospodarczymi. Władysław nie mógł określić Godlewskiemu, kiedy zobaczą się w Warszawie. Prosił, by ten, gdy zobaczy Sienkiewicza, kłaniał się od niego i pozdrowił pannę Jadwigę. Cieszył się, że nareszcie usłyszy Paderewskiego, którego przyjazd gazety zapowiadały na 12 li stopada, jak też i z tego, że przyjaciel tak dokładnie opisuje mu Grabowczyk i wyobrażał sobie swoje szczęście, gdy dwo rek zobaczy:
Na to sadziłem dokoła domu tyle iglastych drzew, aby mieć żywiczne quasi -leśne powietrze i cieszę się, żeś je zauważył. Teraz wezmę się do lasu i wykarczuję na gładko wszystkie linie, aby móc chodzić i jeździć jak w parku.185
W połowie grudnia raz jeszcze potwierdził, że świętować będzie u Brandtów. Poznał u nich panią Ochenkowską z cór ką malarką, obie znane Godlewskiemu. Pisał: „Mój obraz ostatnimi czasy ogromnie zyskał, a jest tak silny w kolorycie, jak może żaden z poprzednich. Niedarmo tak długo nad nim siedzę".186 Prosił też o listy, bo tęsknił za wszystkimi.
Rozpoczął się rok 1902. U Brandtów od świąt bywał co dziennie wieczorem, gdyż Brandt cierpiał na bóle żołądkowe i kiszek i on po trosze opiekował się przyjacielem. Choremu pomógł w polepszeniu zdrowia dr Kremer, kuracja jednakże zapowiadała się na dłużej. Praca artysty nad obrazem rów nież wymagała więcej czasu, a to z powodu dni bez słońca. Za chwycał się w tym okresie prozą Weyssenhoffa, którego Spra wę Dołęgi czytał po raz drugi. Weyssenhoff był jego ulubio nym pisarzem, po Sienkiewiczu.
Między Monachium a Warszawą - a ściślej Grabowczy-kiem, w którym Godlewski przebywał dla polowań w okresie zimowym - krążyły listy artysty. Chciał wiedzieć (list z 9 lute go) czy Sienkiewicz będzie w Warszawie po 20 lutego, gdyż zamierzał zatrzymać się tam 25. tego miesiąca. Kończył obraz (21 lutego), za który wszyscy prawili mu komplementy, po cząwszy od księcia Regenta, „który mnie bardzo czule w pra cowni pożegnał, zacności staruszek". Obrazem tym mogła być Kleopatra lub Pieśń miłosna. Oba te dzieła zostały nabyte przez Gustawa Seidenadera.187
Od Godlewskiego otrzymał wiadomość o śmierci mecenasa Lucjana Wrotnowskiego, zasłużonego wielce, jak wiemy, przy urządzaniu wystaw w Monachium i Berlinie, nie mówiąc już o warszawskiej „Zachęcie". Czachórski odnotował: „dla na szej sztuki i artystów zmarły położył wielkie zasługi". Dodał, że u Brandtów poznał Kozadyńskiego, koniarza Augusta Po tockiego, który opowiadał różne rzeczy o stanie interesów po Wrotnowskim, podobno bardzo krytycznym.
W marcu wyjechał do Grabowczyka. Z Chełma jechał na Wólkę Putnowiecką dla odwiedzenia Witolda Poletyły. 5 mar ca był już w Grabowczyku, skąd informował Godlewskiego, że odwiedzając Białowody Jadwisia wyjechała mu na spotkanie.
Tutaj jest mi jak w niebie, tylko z powodu dobrej drogi trochę nas od wiedzano, a 4 marca odbyło się sąsiedzkie polowanie w Hajownikach, tylko na dziki.
Folwark Hajowniki zakupił od Władysława Kiełczewskiego Tuszowski, dziedzic Siedliska koło Grabowca. Łupem polowa nia były dwa dziki, w tym jeden, postrzelony przez Czachórskiego, „i to duży, dobrze trafiony kulą i silnie farbujący, przeszedł granicę bliską i przepadł".188
W ogrodzie artysta zaczął już roboty, a w domu przystąpił do malowania potretu Jadwisi.
Czas znośny. Jak się pokaże słońce, to zaraz śpiewają skowronki. W polu często ruszam zające lub kuropatwy. Zapomniałem już o Monachium i o całym świecie - pisał do Godlewskiego w liście marcowym.
Nastał czerwiec. Zadowolenie z przebywania w dworku przelał artysta na papier w liście do Godlewskiego:
Są teraz przepyszne truskawki, poziomki, kurczęta, grzyby i inne sma kołyki. Powietrze boskie, kwitnie jaśmin i akacje, zaczynają się róże. Z ni mi miesza się zapach siana niesiony wietrzykiem od łąki za ogrodem. Staś w Białowodach, a ja z Jadwisia stawiamy jednocześnie dwie sterty z siana i koniczyny. Przy ślicznej pogodzie wszystko schnie w moment. Za kilka dni żniwa rzepaku, ślicznego, wyższego od Jadwisi. Pszenica, za wyjątkiem kilku morgów, dobra, kwitnie pogodnie i dotąd stoi. Zyto średnie, ale dobre. Jarzyny ładne, a okopowe na wystawę. Wszystko w tym roku opóźnione, ale strat z powodu aury nie mamy dotąd.189
Przyroda i dojrzewające zboże, skoszone siano przetworzyły Czachórskiego w znacznym stopniu z malarza w ziemianina. Obfitujące w długie i słoneczne dni lato pozwoliło mu spo żytkować drugą swoją naturę i upodobanie - malarstwo.
Za kilka dni skończę portret Jadwisi, dosyć żywy. Węgleńskiej już oddany, trzeci, śp. Poletyłowej z Kraśniczyna, też gotów. [...] Trzeba się wybie rać do Monachium, na tę myśl chce mi się płakać.190
W końcu września, jak o tym świadczy list z 29 tego mie siąca, był już w Monachium. Mścisław natomiast na jesienny sezon myśliwski zjechał do Grabowczyka, Świdnik i Kraśniczyna. Artysta zapytywał szwagra o ocenę portretów Jadwisi, Janowej Węgleńskiej i Poletyłowej.
W następnym liście, z 6 października, prosił kuzyna o relację z polowań w Kraśniczynie i Orońsku, gdzie był ostatnio. W tym okresie artysta otrzymał list od pani Brandt z doniesieniem, że Godlewski zapoznał jej męża z kanonikiem Zygmuntem Chełmickim. Znajomość ta miała podnieść samopo czucie Brandta, cierpiącego z powodu choroby. Ksiądz Chełmicki był wielkim społecznikiem. Założył pod Warszawą schronisko dla starych, niedołężnych nauczycielek, współza-kładał kasy rzemieślnicze, interesował się żywo losem pol skich emigrantów w Brazylii, otwierał kuchnie ruchome dla biednej ludności, a dla potrzebujących pracy warsztaty rzemieślnicze. Działalność ta nie przeszkadzała mu być publicy stą i literatem, między innymi w redakcji „Słowa". Był zna komitym mówcą - często przemawiał na pogrzebach wybit nych postaci, na przykład Odyńca. Być może Brandt jako oj ciec kolonii polskiej w Monachium widział w Chełmickim po dobne do swoich cechy charakteru i chciał poznać tak wybit nego męża.
Z listu od Godlewskiego dowiedział się ponadto Władysław o złym stanie zdrowia doktora Kolendowskiego w Grabowcu i postanowił niezwłocznie napisać do chorego. Nie zatrzymał go tym listem przy życiu i ceniony przez ludność lekarz zmarł w maju 1903 roku. Stanisław Czachórski pochował go w grobowcu rodziców, których doktor leczył w czasie ich choroby
Pisząc do Godlewskiego 6 października 1902 roku, artysta nawiązał do jego chęci poznania Włoch. Wyznał mu, że jemu dotąd:
Włoch mało. Chciałbym lepiej jeszcze poznać Rzym, zanim wycofam się z Europy artystycznej.
Proponował wspólne zwiedzanie. Pragnął wybrać się do Rzymu, urozmaicając sobie pobyt wycieczkami do Neapolu, Pompei, na Capri i do Sorrento. Pytał: Czyby korespondent „Słowa" nie był im obu przydatnym w informa cjach i ułatwieniu drogi do Watykanu, aby choć z daleka zobaczyć Papieża.
Na razie malował trzy obrazy na przemian. Uczęszczał do teatrów, ale wystawiano stare rzeczy, a jeśli i nowe, to dziwne, afektowane i nudne. Z Potockim był na sztuce Ibsena, ale nie wytrwali do końca. Zachwycał się natomiast samym Mona chium, zwłaszcza wieczornym oświetleniem ulic, pysznymi sklepami i wystawami w oknach. Takie cudowności chciał mieć w Grabowczyku. Problemem były tylko pieniądze...
Matrymonialny zamiar
Wesołe, miłe dni spędzone przez artystę w mieszanym pod względem płci towarzystwie w Lugano wczesną wiosną 1901 roku ożywiły w Czachórskim potrzebę życia towarzyskiego i próby nawiązywania przyjaźni z płcią piękną. Z pobytu w uzdrowiskowym klimacie wrócił opalony i wypoczęty. Kilkumiesięczny pobyt w Grabowczyku i Białowodach (od marca do września 1902), fizyczne zajęcia w polu i na łące, wyjątkowo piękne i słoneczne lato dodatnio wpłynęły na jego samopoczucie.
Listem z 3 listopada 1902 roku informował Godlewskiego, że sygnalizowana przez kuzyna pani z córką, przez niego pro tegowane, są już w Monachium. Informacja brzmiała:
Pani Dembowska jest już od paru tygodni. Odwiedzamy się wzajemnie. Panna Zofia z mojej porady zapisała się do Szkoły Malarskiej prof. Holossy. Doktor Dembowski ma tu przybyć z Berlina i zwiedzać różne kliniki.
Wzajemne odwiedzanie się i poznawanie zacieśniły stosun ki przyjaźni (i czy tylko przyjaźni?) z tą rodziną. Czachórski oczarowany gośćmi zwracał się ponownie do Godlewskiego (w liście z 29 listopada):
Donieś mi, jak jest z domu doktorowa Dembowska. Panna Zofia była u mnie, ja u niej. Maluje i rysuje pilnie. Wszystkim się podobała i zaprzy jaźniła z panną Kraszewską i Ochenkówną.
Ta druga, to wnuczka jego dawnego przyjaciela, Alfreda Romera, potretowanego w 1872 roku. Nadmienił też artysta w tym liście, że czuje się doskonale, ani porównania z latami ubiegłymi. Czyżby ta dobra kondycja fizyczna, zeszłoroczny towarzyski pobyt w Lugano - wspólnie z dwoma wdowcami, Godlewskim i Sienkiewiczem, planującymi już ewentualny powtórny ożenek - jak też związek taki zawarty 1900 roku przez Juliana Fałata, o trzy lata tylko młodszego od niego, poddały mu myśl o małżeństwie z Zofią Dembowską?
Czy ojciec Zofii, wybitny chirurg wileński, absolwent Wy działu Lekarskiego w Dorpacie, asystent słynnego chirurga Jana Mikulicza, przybył w listopadzie do Monachium i czy obaj panowie się poznali?191 Tego nie można ustalić. Matka Zofii wywodziła się ze spolonizowanej rodziny niemieckiej wyznania ewangelickiego. Doktorowa była córką Juliusza Fryderyka Grosse'a, który ze skromnej posady pocztowego urzędnika w Krakowie przerzucił się na handel winem. Brat jego, Juliusz Jakub, także prowadził handel winem, a ponad to był artystą malarzem pejzaży i scen rodzajowych.192
Czyżby niemieckie pochodzenie i ewangelickie wyznanie matki Zofii i, być może jej samej, choć nie sądzę (ojciec Zofii był Polakiem, stryj Bronisław Dembowski słynnym miłośni kiem góralszczyzny i Zakopanego), były przeszkodą do połą czenia się dwu artystycznych dusz?
Trzeźwy i praktyczny umysł Czachórskiego, który znał do szczegółów niefortunny ożenek Henryka Sienkiewicza z Marynuszką Wołodkiewiczówną, kazał mu powiedzieć: stop! Za duża różnica wieku: ona, Zofia - lat 17, on - lat 51. U Sien kiewicza było nieco inaczej: Marynuszka miała lat 20, Sien kiewicz 47. Dlaczego Czachórski związku małżeńskiego nie zawarł, nie dowiemy się nigdy, gdyż dziennik z owych lat Cza chórski, opuszczając Grabowczyk w 1904 roku, wraz z wielo ma malunkami spalił w piecu.
Zofia Dembowska debiutowała w Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych w Krakowie w 1909 roku, gdzie wystawiła pastele: Portret W. Zaleskiego, Stary park, Ogródek w zimie, Leśnik litewski, Portret Juliusza Grosse starszego. W 1911 ro ku wyszła za mąż za Eugeniusza Romera i zamieszkała w majątku Cytowiany na Żmudzi. W czerwcu 1941 roku wraz z mężem wywieziona została w głąb Rosji. Zwolniona przez ambasadora RP przedostała się do Kujbyszewa, skąd udała się do Iranu, potem Egiptu, Londynu, a wreszcie Kanady. Tam zmarła w Montrealu 23 sierpnia 1972 roku.193
Samotnik
Poniechany zamiar matrymonialny i rozluźnienie przyjaz nych kontaktów z rodziną Brandta (córka Krystyna rozwiod ła się po rocznym pożyciu z mężem Bohuszem i romansowała z hrabią Józefem Tyszkiewiczem, artysta zaś sceptycznie za patrywał się na ten nowy mariaż) skłoniły go do zwierzeń przed Mścisławem:
Prawdopodobnie będę świętował sam, aby nie u Brandtów, którzy mnie prosili jak za dawnych lat. Ale w tym domu tyle się zmieniło, że wolę być sam z dawnymi wspomnieniami, aniżeli patrzeć na marną rzeczywistość. Bogu dziękuję, że wystarczam sam sobie i lubię nawet samotność. Dawniej ludzie zabierali mi dużo czasu, ale teraz wyemancypowałem się od wielu stosunków banalnych, czuję się moralnie bogatszym, silniejszym, jakby lep szym. Pomalowawszy 5-6 godzin dziennie, przez resztę czasu wypoczywam duchowo, czytając dobre rzeczy lub rysując różne plany dla Grabowczyka. Co rano wstaję wesół, świeży, z rozmachem zabieram się do roboty, jak to kiedyś bywało w czasach akademickich.194
Listem z 10 stycznia 1903 roku z Monachium gratulował Godlewskiemu pięknych strzałów do dzików w Kraśniczynie, o czym doniósł mu Jaś Poletyło. Zapytywał: [...1 czy nie wiesz przypadkiem, kiedy się ukaże zapowiadana najnowsza powieść Sienkiewicza? Coś długo wypoczywa po triumfach.
Nie mając dostępu do listów Godlewskiego, musimy sko rzystać z książki Barbary Wachowicz Marie jego życia. Tą najnowszą, a nie wydaną wówczas, mogła być powieść o So bieskim. Triumfami Sienkiewicza były niewątpliwie: dokto rat honorowy Uniwersytetu Jagiellońskiego, jubileuszowe wydanie Krzyżaków i rzeczy dawniejszych (niedrukowanych książkowo) przez Gebethnera i Wolfa, wydanie pierwszych prac literackich przez księgarza Stefana Dembego, uroczy stości jubileuszowe w Poznaniu, Krakowie i Lwowie, adresy i pisma gratulacyjne od Kół Polskich w parlamentach wiedeń skim i berlińskim, od organizacji emigracyjnych w Stanach Zjednoczonych, błogosławieństwo od papieża Leona XIII, w którego obecności wyświetlono obrazy z Quo vadis? itd.195
Czachórski, związany przyjaźnią z autorem Trylogii od dawna, cenił pisarstwo przyjaciela ponad inne, dlatego intere sował się dalszymi jego dziełami. Godlewski, pozostający bardzo blisko z Sienkiewiczem w redakcji „Niwy", później „Słowa", był w tym względzie jedynym kompetentnym informatorem.
Artysta zwierzał się ponadto kuzynowi ze swych planów: Artur Potocki, jadąc do Lwowa, zapraszał go na Wielkanoc. Wspólnie zamierzali odwiedzić Cortonę, Brescię i Bergamo.
Święta Bożego Narodzenia 1902 roku obchodził sam nad jeziorem Starnbergskim, spacerując całymi dniami przy cudownej pogodzie. Pisał: Wilię pierwszy raz w życiu spożywałem sam jeden. Dopiero na Sylwestra poszedłem do Brandtów przez wzgląd na dawniejsze stosunki.196
Otrzymany od Mścisława list, datowany 6 marca 1903 ro ku, artysta mocno wziął do serca. Stasiowie na jesień zamie rzali przenieść się do Białowód. Uprawiali tam chmiel, mieli olejarnię, nowość w okolicy, do której zjeżdżali chłopi i Żydzi po olej, a ponieważ dla bydła pozostawał tak zwany makuch, po stawili większą oborę. Zamierzali zainstalować centryfugę, do wytwarzania śmietany, serów i masła. Chude mleko mogłaby zjadać trzoda. Wszelkie te innowacje artysta przypisywał Jadwisi,
^pracowitej i cierpliwej gospodyni" w przeciwieństwie do bra ta nielubiącego zajmowania się drobiazgami.
W zaistniałej sytuacji artysta zaangażował do Grabowczy-ka rządcę Lipczyńskiego, „aby szło po dawnemu", ponieważ zamierzał Jeszcze parę lat pomalować w Monachium, aby wykonać resztę obstalunków". Chciał się przekonać, czy da się to zrobić bez szkody dla Grabowczyka.
Nie pojechał na Wielkanoc do Lugano, ponieważ kończył ob raz. Zaplanował wybrać się tam w końcu kwietnia na kilka tygo dni. Tymczasem, będąc osłabionym, malował tylko do południa. Po obiedzie wyjeżdżał za miasto w „cudowny czas wiosenny".
W sumie do Lugano nie pojechał. Wybrał się natomiast do Tyrolu. Donosił o tym w liście z 23 czerwca Mścisławowi, ze Stams. Dawną trasę przebytą z nim w 1879 z tym, że mniej cieka wą, pokonał w dolinie Innu koleją, której przed laty ponad dwu dziestoma tu nie było. Wyznał, że podczas tej 9-dniowej wycieczki nieraz coś czuł w łydkach i nie potrafił maszerować jak kiedyś.
Zawsze jednak z łaski Boga w moim 53-cim roku czuję się dobrze i po byt w górach formalnie człowieka odmładza i uspokaja.
Na jesień zamierzał wrócić do Grabowczyka. W lipcu otrzymał wiadomość od brata o stratach w gospodarstwie. W ciągu ostatnich 6 lat aż 4 były złe w gospodarce (deszcze, niskie ceny zboża). Niepokoił się i zacisnął zęby. Kończył ob raz, który miał być wesoły i młodzieńczy, bo marszand chciał na nim zarobić (z pewnością była to Pieśń miłosna, a przed nią Kleopatra, królowa Egiptu).
Rok 1903 zaowocował jeszcze Głową Włoszki oraz Fioraią. Nabywcą tych obrazów był Gustaw Seidenader.197 Miał też artysta na sztalugach większy obraz z trzema postaciami, w połowie wykonany.
158 „Trochę Kowalskiego / Trochę Brandta / Trochę śniegu / Trochę piasku /1 jeżeli pojawi się w tym wilk / To jest polskie malarstwo".
159 M. Trzebiński, Pamiętnik malarza, Wrocław 1958, s. 82.
160Ibid., s. 82.
154. Artyści polscy w środowisku monachijskim..., s. 250-255.
Ibid., s. 253.
J. R o s e n, op. cit., s. 30.
167. A. Nowaczyński, Monachijczycy nowocześni. Obrazy i ludzie, „Kraj" 1900, nr 18, s. 251. 168 Ibid.
177 M. Larecka, J. Larecki, Bajkowe zamki Ludwika Bawarskiego,„PKP Kurier" 2000, nr 52, s. 16-19.
178 List z 12 X 1900 r. do Mścisława Godlewskiego.
10 List z 8 IV 1901 r.
11 Wielka encyklopedia powszechna, t. 4, Warszawa 1964, s. 562.
182 K. Chłędowski, Pamiętnik, t. 2, 1881-1901, Kraków 1957, s. 446-447.
List do M. Godlewskiego z 1 XI 1901 r. List do M. Godlewskiego z 3 XI 1901 r. H. P i ą t k o w s k i, op. cit., s. 24. List do M. Godlewskiego z 5 III 1902 r. List do M. Godlewskiego z 6 VII 1902 r.
Polski słownik biograficzny, t. V, Wrocław 1989, s. 99. Ibid.,t. IX, s. 5.
Polski słownik biograficzny, t. 31, z. 4, Kraków 1989, s. 663. List do M. Godlewskiego z 20 XII 1902 r.
203 Wielka encyklopedia powszechna, t. 4, Warszawa 1962, s. 111; list do M. Godlewskiego z 12 III 1905 r.
Wielka encyklopedia powszechna, t. 2, s. 135.
Ibid., t. 1, s. 709.
List do M. Godlewskiego z 12 III 1905 r.