- Drukuj
- 20 lip 2014
- WSPOMNIENIA
- 4593 czytań
Wspomnienia Romana Karczmarczuka - żandarma w Wojsku Polskim w 1939 roku.
Roman Karczmarczuk (ur. 25.09.1917 r., zm. w 2000 r. w stopniu p.por., zam. Góra Grabowiec 23, woj. zamojskie - obecnie lubelskie)
W dniu 8 listopada 1938 roku zostałem powołany do Wojska Polskiego, do II Dywizjonu Żandarmerii w Lublinie. Według ówczesnych kryteriów potencjalny kandydat na żandarma musiał odpowiadać określonym warunkom fizycznym, intelektualnym i społecznym. Nie mógł być innego wyznania niż rzymsko-katolickie, a opinia o kandydacie była zbierana podczas wywiadu środowiskowego przeprowadzanego przez najbliższy posterunek Żandarmerii. Cały turnus rocznika 1917 wynosił 23 osoby.
Po umundurowaniu zapoznano nas ze służbą oraz prowadzono szkolenie przy pomocy filmów i innych form. Po kilku dniach przeniesiono nas do Centrum Wyszkolenia Żandarmerii (CW Żand.) w Grudziądzu. Drugi Dywizjon trafił do kompanii II. której dowódcą był kapitan Sadziński. Przez trzy miesiące trwał "okres rekrucki". W tym czasie przechodziliśmy szkolenie z zakresu broni piechoty, a także powtarzanie materiału z ostatniego roku szkoły podstawowej Należy zaznaczyć, że około 80% szeregowych posiadało wykształcenie ponadpodstawowe, pozostałe 20% ukończyło tylko szkołę podstawową.
Po okresie rekruckim rozpoczęła się szkoła podoficerska, która trwała 5 miesięcy. Mój II Dywizjon został przeniesiony do kompanii I-szej, której d-cą był kpt. Tadeusz Szymczykiewicz (dostał się do niewoli sowieckiej pod Komarowem, prawdopodobnie rozstrzelany na miejscu lub zamordowany w Charkowie).
Zajęcia składały się jedynie z wykładów, materiał był bardzo bogaty. Obejmował m.in.:
Kodeks Karny Wojskowy, Kodeks Karny Powszechny, Prawo Cywilne,Prawo Polityczne,Kryminalistyka,Topografia,przepisy ruchu drogowego oraz regulacja rucham, wiadomości sanitarne, cały regulamin wojskowy, a w szczególności IV cześć,oraz "Służba Żand." .Poza tym przedmioty z zakresu szkoły ponadpodstawowej, jak: język polski, matematyka, historia, geografia.
Żandarmeria: organizacja strukturyŻandarmeria była organem wojskowym przeznaczonym do utrzymania ładu i porządku w siłach zbrojnych.
Zorganizowana była w dywizjony, plutony, posterunki, oraz CWŻ w Grudziądzu. Dowódcą Żandarmerii był płk Bałaban, dowódcami dywizjonów byli oficerowie sztabowi, dowódcami plutonów oficerowie niższej rangi, natomiast posterunków wachmistrzowie.
Dywizjony mieściły się w każdym D.O.K. Dywizjon miał zasięg na cały obszar D.O.K., był ośrodkiem dowodzenia. Przy każdym dywizjonie znajdował się również pluton do pełnienia służby "egzekutywnej" (tj. patrolowo-prewencyjna, ochrona obiektów wojskowych oraz dochodzeniowo- śledcza).
Wymienione powyżej przedmioty, dzieliły się na poszczególne elementy. Aby to dokładnie i szczegółowo opisać, należałoby poświęcić całą książkę. Należy zaznaczyć, że należało znać poszczególne definicje, rozróżnić przestępstwa ścigane z urzędu, oraz z oskarżenia prywatnego, należało umieć odróżnić zbrodnie od przestępstw pospolitych itp.
Na zdjęciu: Kompania mistrzowska Centrum Wszkolenia Żandarmerii (CWŻ) w Grudziądzu.
Lipiec 1939 rok.
Powiększ zdjęcie >>
Jeśli zaś chodzi o "Służbę Żand.", to należało znać prawa i obowiązki żandarma. Np. "Żandarm w służbie korzystał z prawa wartownika na posterunku, a rozkazy może mu wydawać tylko Jego własny przełożony żołnierz żandarmerii, lub d-ca oddziału do którego żołnierz żandarmerii został przydzielony. Ingerencja Żandarmerii była możliwa jedynie do osób wojskowych, oraz osób, cywilnych zatrudnionych na podstawie kontraktów, co do których ingerencja władz i organów wojskowych była dopuszczalna.
Służba patrolowa przebiegała w sposób następujący: Patrole były conajmniej 2-osobowe w zależności od stanu osobowego plutonu. Starszy stopniem lub "starszeństwem" był dowódcą. Do służby należało być ogolonym, w przepisowym umundurowaniu, buty idealnie lśniące. O gotowości patrolu dowódca meldował u szefa plutonu w kancelarii (u nas u wachmistrza Sukniewicza), Szef po lustracji patrolu wydawał po 5 sztuk ostrej amunicji, którą w wyznaczonym miejscu należało załadować do magazynku, wprowadzając jeden nabój do lufy i zabezpieczając go. Następnie dowódca odmeldowywał się.
W związku z ogłoszoną mobilizacją, wzywam wszystkich podległych mi oficerów, podoficerów i szer. do wytężonej pracy na powierzonych stanowiskach. Życzeniem moim jest, by wszyscy wytężyli swe siły we wspólnym wysiłku dla dobra Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Niech wróg, zagrażający naszej niepodległości zastanie nas tak przygotowanych, byśmy nie zawiedli nadzieji pokładanych w nas przez Ojczyznę, Naród i Wodza Naczelnego. Niech w naszych pracach i poczynaniach przyświecają nam przykłady męstwa i poświęcenie naszych bohaterów narodowych i niech nam będą bodźcem i wskazaniem jak żyć i pracować dla Ojczyzny należy.
Na stanowiska dowódców plutonów żandarmerii mobilizowanych wyznaczam następujących oficerów służby stałej i rezerwy:1. na dowódcę plutonu konnego żandarmerii nr 54 - ppor. inż. Brzozowskiego Mariana,2. na dowódcą plutonu pieszego żand. nr 108 - ppor. Klajn Jana,3. na dowódcą plutonu pieszego żand. nr 109 - ppor.- Brończyk Szczęsnego,4. na dowódcą plutonu pieszego żand. nr 110 - ppor. Kujawiak Władysława,5. na dowódcą plutonu pieszego żand. nr 111 - kpt. Nipowski Henryka,6. na dowódcę plutonu krajowego żand. Lublin - kpt. Myślińskiego Piotra.
Przypominam wszystkim podległym mi żołnierzom o obowiązku zachowania tajemnicy wojskowej. Niech wszystkich cechuje powściągliwość w mowie na tematy wojskowe. Niech każdy pamięta, że zawsze i wszędzie szpieg ma oczy i uszy otwarte. Niech każdy żołnierz żandarmerii nie tylko sam zachowuje milczenie w sprawach wojskowych lecz niech również baczy, by żołnierze innych rodzajów wojska milczenie to zachowywali.Zwracam wszystkim żołnierzom uwagę, że poza niebezpieczeństwem dla Państwa i wojska jakie może spowodować zbytnia gadatliwość, żołnierz ujawniający tajemnicę wojskową - podlega jednocześnie sądowi doraźnemu.
Z chwilą osiągnięcia gotowości mobilizacyjnej przez plutony mobilizowane przez tut. dyon, plutony te przechodzą z gospodarki pokojowej na wojenną. Wykonywanie tych czynności polecam oficerowi gosp. dyonu.
W dniu 31 sierpnia 1939 roku odszedłem na inne stanowisko służbowe. Odszedł również na inne stanowisko dot. mój zastępca.Wszelkie czynności związane z przeprowadzeniem mobilizacji przekazuję II zastępcy dowódcy dywizjonu, który ma je przeprowadzić aż do likwidacji dywizjonu jako jednostki administracyjnej włącznie.
W dniu 4 września 1939 roku 2 dywizjon żandarmerii jako jednostka administracyjny ulega likwidacji. We wszystkich sprawach z okresu istnienia dyonu należy zwracać się do dowódcy ośrodka zapasowego żandarmerii w Staszowie woj. kieleckie.
Odchodząc po 11 letniej pracy w 2 dyonie żandarmerii żegnam wszystkich podwładnych mi żandarmów i życzę im powodzenia w dalszej pracy dla dobra Ojczyzny.
Awansowany do stopnia kaprala zostałem przydzielony do 54 Plutonu Żandarmerii Konnej. Do 9 września mój pluton stał w Ogrodzie Saskim w Lublinie. Konie przywiązane były do drzew, zaś żołnierze kwaterowali w budynku Straży Pożarnej, która miała tam swoje koszary. Dopiero 9 września pluton wyruszył w kierunku Kowla, do formującej się tam zapasowej Wołyńskiej Brygady Kawalerii pod dowództwem pułkownika Pokornego (d-cą plutonu był por. rez. żand. Brzozowski, szefem plutonu wachm. Nocko). Czekaliśmy na rozkazy. 17-go września nasze tabory udały się do Kowla po żywność i furaż dla koni. Na niebie zaś pojawiły się dziwne samoloty zrzucające ulotki. Były to samoloty sowieckie nawołujące w ulotkach do niestawienia oporu i "skierowania karabinów przeciwko oficerom i burżujskim władzom". Po powrocie taborów dowiedzieliśmy się, że Sowieci są już w Sarnach i lada chwila wejdą do Kowla. Dowiedzieliśmy się także, że dowództwo wojskowe Kowla otworzyło magazyny wojskowe z żywnością dla ludności, aby nie zajęły ich oddziały sowieckie. Wówczas dowódca plutonu zwołał odprawę, informując o wkroczeniu wojsk sowieckich. Nie wiadomy był charakter wkroczenia, jako agresor czy jako sojusznicy. Na wszelki wypadek należało zniszczyć wszystkie przedmioty i dowody świadczące o tym, że jesteśmy żandarmerią. W przeciwnym wypadku wziętych do niewoli żandarmów Sowieci rozstrzeliwali natychmiast. Musieliśmy więc od tej pory udawać zwykły zwiad konny. Zniszczono legitymacje, sznury, dystynkcje, książeczki służby itp. przedmioty.
Wiadomo na pewno, że został ranny w brzuch od serii wachmistrz Saganowaki z Grudziądza, którego nie sposób było zabrać, ponieważ przy każdym wychyleniu się zza domu siekli, aż iskry sypały się po szosie. O pozostałych brakujących żołnierzach przypuszczaliśmy, że zdezerterowali - byli to rezerwiści nie żandarmi. Wobec tego po krótkiej naradzie zdecydowaliśmy się okrążyć Włodzimierz od strony północnej, kierując się do Hrubieszowzczyzny, tym bardziej, że krążyły różne wiadomości, np. że Sowieci zajmują po Bug, a Niemcy cofają się za Wisłę. Między Bugiem a Wisłą miałby powstać protektorat. Działo się to w godzinach południowych 19 września. Wówczas pozbieraliśmy konie i wyruszyliśmy w dalszą drogę nie zatrzymując się i jadąc całą noc. Płk Koc organizował ochotnicze oddziały z rozbitków p-ko wojskom Sowieckim. Wobec tego wraz z całą rodziną i kilkoma żołnierzami schroniliśmy się do piwnicy. Po około 1 godzinie kanonada ucichła. Natomiast wyraźnie usłyszeliśmy sowieckie głosy "ruki w wierch". Okazało się, że to siepacze sowieccy dopadli żołnierzy polskich. Wielu nic rozumiało rosyjskiej mowy ani też nie znało "bolszewickich metod". Zostali więc zamordowani przez zastrzelenie lub przebici bagnetem. Ogółem w dniu 25-go września Sowieci zamordowali około 40 żołnierzy polskich - większości oficerów. Zdarzył się wówczas taki wypadek, że jeden polskich żołnierzy wyszedł z mieszkania nie orientując się co się dzieje. W ręku trzymał nie dojedzoną kromkę chleba i nie zareagował na hasło "ruki w wierch". Natychmiast został przebity na wylot czterograniastym bagnetem. Takie były skutki paktu Ribbentrop-Mołotow.
Do czasu stacjonowania wojsk sowieckich w Grabowcu postanowiłem się ukrywać. Jak mi "donieśli" tutejsi chłopi sowieci mówili, że "nam nie nada waszych sołdatów, nam nużno oficerów, policju grażdańsku i sołdatsku". Po cichu nocą zakopałem karabin i szablę z myślą, że to się jeszcze przyda. Po wycofaniu się Armii Czerwonej za Bug (linia demarkacyjna) do Grabowa weszli Niemcy. Było to w październiku lub w listopadzie 1939 r. Wtedy mogłem się swobodnie poruszać.
W końcu czerwca 1940 roku przybył do mnie oficer z 2 Pułku Strzelców Konnych z Hrubieszowa w celu zawiązania komórki wywiadowczej. Tym oficerem był prawdopodobnie por. Tadeusz Gierasiński. Ów oficer posiadał wszelkie dane o mnie i rekomendację od mego wuja - też oficera z 2 PSK, płatnika pułku Juliusza Przewłockiego. Zgodziłem się na współpracę w wywiadzie i po złożeniu przysięgi przyjąłem pseudonim "Pistolet". Zadaniem moim było śledzenie ruchów wojsk niemieckich, liczebność i rodzaj broni, a także działalność kolaborantów ukraińskich. Meldunki ze swej pracy zawoziłem do Hrubieszowa (adresu nie pamiętam). Trwało to do drugiej połowy 1942r. Na skutek wielkiej wsypy w Hrubieszowie wiele osób z komórki wywiadu zostało aresztowanych. Po "wsypie" w Hrubieszowie i braku możliwości nawiązania kontaktu z wywiadem wstąpiłem w 1943 roku do kompanii AK stacjonującej w majątku Siedlisko k. Grabowca. Dowódca w/w kompanii był mój kolega szkolny Paweł Runkiewicz ps. "Czarny". W AK przyjąłem pseudonim "Kanar". Dostałem przydział do pełnienia podobnych zadań ale w zakresie lokalnym. Różne grupy rabusiów pod płaszczem partyzantki dokonywały napadów, grabieży itp. na miejscową ludność. Należało ustalać takie fakty, co nieraz bywało bardzo trudne. Przed nadejściem pacyfikacji mieliśmy sygnały o przygotowaniach niemieckich na Grabowiec. Wydano więc rozkaz aby w razie akcji Niemców wykonać odskok do lasu zwanego "przednim", na północ od Grabowca. W dniu 12.06.1944 r. byłem dowódcą warty na Górze-Grabowiec i posiadałem służbowego "Diegitariewa". Po usłyszeniu strzałów i warkotu silników od strony Rogowa i Czartori, chwyciłem za rkm i skoczyłem biegiem w stronę Grabowca. Tam się okazało, że droga do lasu jest zablokowana przez Niemców. Od strony Uchań, Wojsławic i Hrubieszowa też otoczono miasto. Widząc, że sytuacja jest tragiczna ukryłem rkm w napotkanym ogródku, sam skierowałem się w kierunku Skomoroch. Po drodze dołączył do mnie znajomy, który przebywał na przepustce jako jeniec wojenny na robotach w Niemczech.
Dopiero po wybuchu Powstania Warszawskiego sytuacja uległa ożywieniu. Wtedy to gen. Bór-Komorowski wydał odezwę do wszystkich oddziałów AK z terenów wyzwolonych aby kierowały się do Warszawy na pomoc powstańcom. Rozkaz ten jednak został odwołany gdyż wojska sowieckie rozbrajały oddziały idące na pomoc Warszawie. Aresztowano oficerów a szeregowców wcielano do specjalnych oddziałów idących na front. Jak poprzednio wspomniałem dwóch wyleczonych partyzantów sowieckich pozostało w mojej kompanii AK. Przyjechało do Ornatowic kilku Sowietów z "przyjacielską wizytą". Zostali przyjęci przez dowódców AK z polską gościnnością. Gdy już wszyscy mieli szum w głowach po sporej dawce alkoholu nasi dowódcy poczęli wypytywać dlaczego Rosjanie nie pozwalają oddziałom AK iść na pomoc Warszawie i rozbrajają je. Odpowiedź ze strony sowieckich "gości" była taka: "Na czort wam Warszawa, wot waszych bandierowcy riezut, prijditie zawtra w Hrubieszów a my wam dadim masziny i wy pojedietie unicztożit UPA". Mieliśmy jechać do Sokala za Bug aby likwidować bandy UPA mordujące ludność polską.
Około godz.8.00 rano (dokładnej daty nie pamiętam) po zdaniu raportu przez d-cę ppor. "Czarnego" (Paweł Runkiewicz) Sowieckiemu majorowi (Kamandir goroda), wszystkie oddziały wymaszerowały w kierunku Hrubieszowa. Po drodze dołączyły oddziały z Bereścia, Mołodiatycz, Trzeszczan, Nieledwi i inni. Około godz. 12-tej kolumna dotarła do miejscowości Lipice - 2 km od Hrubieszowa. Tu zarządzono kilku minutową przerwę na odpoczynek. Po kilku minutach przybiegły do nas dwie kobiety nieco przestraszone mówiąc, że "Hrubieszów jest miastem zamkniętym, nikogo Ruscy nie wpuszczają, a na nasze "przywitanie" czekają gniazda karabinów maszynowych i czołgi". Kobietom udało się przemknąć, aby nas ostrzec. Wkrótce nad nami ukazał się sowiecki samolot (Kukuruźnik). Natychmiast zarządzono odwrót. Kierunek marszu: Nieledew, Czyżowice. Niektórzy partyzanci chcieli zająć pozycje obronne. Widząc bezsens stawiania oporu dowództwo wydało rozkaz "nie strzelać". W krótkim czasie trzy sowieckie czołgi okrążyły dziedziniec, na którym znaleźliśmy się w luźnej grupie. Z jednego czołgu wyskoczył bojec i oddał serię w powietrze, a następnie rozkazał aby kolumna podeszła w jedno skupione miejsce. Podczas gdy wszyscy zwracali uwagę na tego tankistę jeden z czołgów najechał grupę od tyłu wjeżdżając i miażdżąc ludzi gąsienicami. Byłem od tego zdarzenia ze 2 metry. W tym momencie grupa się rozproszyła i każdy zaczął się chować gdzie kto mógł, około 12 schroniło się do pustego silosu, zarośniętego chwastami, wydawało się nam że tu jesteśmy bezpieczni. Po pewnej chwili Sowieci nas znaleźli. Do wieczora wyłapano około 100 partyzantów penetrując zabudowania dworskie. Codziennie "nawiedzał" nas inny oficer NKWD w towarzystwie polskiego oficera jako tłumacza. Celem tych wizyt było "ogłupienie nas". Było bowiem tak, że jeden mówił iż jesteśmy bandytami, że protiw krasnoj armii, wojsko burżujów itp. Straszył nas przy tym wyjazdem w zdrowotne rejony ZSRR na "białe niedźwiedzie". Innym razem przyjeżdżał NKWD-dzista, który salutował przed grupą i w ciepłych słowach chwalił AK, mówiąc wy choroszyje bojcy tolko wasze prawitielstwo was obmaniło. Was żeńszczyny ozidali w Grubieszowie s cwietami". Na pytanie czy chcemy iść "protiw Germańcom odpowiedzieliśmy, że chcemy. Zapytaliśmy także, dlaczego traktuje się nas jak bandytów, rabując po nocy. To odniosło skutek, i drugi dzień odnalazły się nasze buty, a zegarki niestety przepadły. I swoje oficerki też odzyskałem ale były pozbawione sztywników.
Dopiero w 1980 roku, w czasie "Solidarności" otrzymałem zaświadczenie Wojskowej Komendy Uzupełnień w Hrubieszowie o tym kiedy to zostałem powołany do Wojska Polskiego. W 1988 roku na podstawie dwóch świadków, żyjących kolegów z II Dyjonu Żand. oraz zdjęć wyprostowałem w ZBOWID moje dane o służbie, udziale w wojnie i stopniu wojskowym. Wszystko zostało mi uznane. W dniu 11 listopada 1991 r. awansowano mnie na stopień plutonowego.
plut. Żandarmerii w stanie spoczynku. Czerwiec 1992 rok |
Roman Karczmarczuk na pogrzebie Pawła Runkiewicza ps "Czarny" 13 maja 1995 r. w Grabowcu.
Wspomnienia o Pawle Runkiewiczu >> plik pdf
Ryszard Karczmarczuk syn Romana, prezentuje szablę swojego ojca podczas otwarcia wystawy kolekcji Janusza Koremskiego pt. „Ocalić od zapomnienia” w ramach cyklu „Ludzie związani z Grabowcem i ich pasje” >>